środa, 13 października 2010

Przygotowania do Dnia Nauczyciela

Ostatnio mnóstwo czasu pochłonęły mi przygotowania do przedstawienia z okazji Dnia Nauczyciela. Próby, przygotowanie strojów i dekoracji...



Czapki do wiersza pt. Szkoła pod buczyną"

Krętą dróżką, jałowcami,
idą dzieci z rodzicami.

Idzie zając długouszek,
mały borsuk, jeż leniuszek.

Kret, co czarne ma ubranko,
i wiewiórka z koleżanka.

Borsuk nowy ma tornister,
stawia kroki zamaszyste.

Kret i zając niosą teczki,
elementarz - wiewióreczki.

Dookoła szumią buki,
Śpieszno wszystkim do nauki.








Zdjęcia naprędce zrobione w klasie przed występem.

Na koniec jeszcze opowiadanie jutrzejsze święto, którego autorką jest Erma Bombeckna.

Pewnego razu zwierzęta chodziły do szkoły. Miały cztery przedmioty: bieganie, wspinaczkę, latanie i pływanie. Wszystkie zwierzęta musiały się tego uczyć.

Kaczka była dobra w pływaniu (tak naprawdę, to była nawet lepsza od nauczyciela). Troszkę gorsze stopnie miała z latania i z biegania, a ze wspinaniem miała straszne kłopoty. Więc zwolniono ją z pływania, żeby mogła się poświęcić nauce wspinania. Wkrótce była ledwo dostateczna z pływania - ale trójka też dobry stopień. I nikt już się tym nie przejmował - z wyjątkiem kaczki.

Orzeł był specjalistą od kłopotów. Bił na głowę całą klasę we wspinaniu się na drzewo. Ale miał na to swoje sposoby, które były wbrew wszelkim regułom. Zawsze musiał zostawać (po lekcjach) w "kozie" i 500 razy pisał: "oszukiwać jest bardzo brzydko". To mu nie pozwalało na szybowanie, a on to tak lubił!

Misio przepadł, bo powiedzieli, że jest leniwy, szczególnie zimą. Najlepszym jego czasem było lato, ale wtedy zamykają szkołę.

Pingwin nigdy nie chodził do szkoły, bo nie mógł opuścić domu, a tam gdzie mieszkał nie chciano otworzyć szkoły.

Zebra dużo grała w hokeja. Źrebięta śmiały się z jej strzałów, więc była bardzo smutna.

Kangur wspaniale rozpoczął w klasie biegania, i najchętniej biegałby na wszystkich lekcjach, a tak nie można.

Ryba rzuciła szkołę, bo było nudno. Dla niej wszystkie przedmioty były takie same, ale nikt jej nie rozumiał. I więcej jej nie zobaczyli.

Wiewiórka miała piątkę ze wspinania, ale z fruwaniem była kłopot. Nauczyciel kazał jej pofrunąć z dołu na szczyt drzewa. Gdyby było odwrotnie to co innego. Tak się zmęczyła próbując podfrunąć, że zaczęła otrzymywać tróje ze wspinania i dwóje z biegania.

Lecz największy kłopot był z pszczołą, więc nauczyciel wysłał ją na badania do doktora Sowy. Lekarz stwierdził, że jej skrzydełka są za małe do fruwania, a w dodatku mieszczą się w złym miejscu.
Na szczęście pszczoła nigdy nie widziała diagnozy doktora Sowy i po prostu fruwała.

Myślę, że widziałam takie pszczoły, a wy?

2 komentarze:

  1. Wiem ile pracy trzeba włożyć w przygotowanie takiej uroczystości.Kiedyś całą noc szyłam czapki dla marynarzy, kiedy moje dzieciaki przedstawiały mini musical pt" Pan Maluśkiewicz i wieloryb". W dniu występu byłam tak padnięta,że nawet nie zauważyłam kiedy skończyły występ i dostały gromkie brawa. Tylko przytomna koleżanka wypchnęła mnie na scenę po oklaski i dla scenografa :)

    OdpowiedzUsuń